March 17, 2015

Co wydarzyło się w Meksyku, czyli warto odpoczywać.

Kolejny tydzień w Playa upłynął na rodosnym nic-nie-robieniu. Hamak, ławeczka w ogródku, piwko, gotowanie... czasem wypad do centrum komunikacją miejską, która jest jakości ghańskiego tro-tro, tylko bardziej napchana. Są bowiem też miejsca stojące... no i na sztuki Meksykanów mieści się więcej, bo są mniejsi. ;)
Potestowałam też różne lokalne potrawy, niestety umysł mój zupełnie nie działał, kiedy wyczuwał jedzenie, i zwykle zapominałam o robieniu zdjęć. Wygłada na to, że będę musiała się wybrać do Meksyku jeszcze raz, z nastawieniem na stronę kulinarną. Bo kuchnia meksykańska jest najlepsza na kontynencie, o czym przekonałam się odwiedzając pozstałe kraje... ale o tym później.
Odpoczynek pomógł. I na nogę, która przestała boleć, i na w ogóle wszystko. Po 7 miesiącach pracy trzeba dać sobie jednak trochę wolnego bez aktywności. W końcu, jak się okazało, jestem już kobietą ok. 40-tki! Nie wiem, jak i kiedy to się stało. Chyba mnie tam nie było, kiedy lata leciały. Czuję się na 25 maksymalnie! :D
Zaopatrzyłam się w gadżety ułatwiające podróż inwalidom: nabyłam laskę i stabilizator. 

A cały czas w Playa spędziłam poruszając się o kulach, pożyczonych od Karli. Dobrze mieć przyjaciół wszędzie na świecie. Przenocują, dadzą kule, zawiozą na zakupy. J
 Powyżej da się zauważyć, że ów pojazd służy do przewozu psa. :)
Nie, to nie jest kebab, ani nawet szołarma. To pastor, którym nadziewa się najtańsze tocos. Za 3 tacos del pastor 1$. :D I jednak cos tam sfociłam. Poniżej tacos z churasco. Pycha! :)
A tu gościnny Maciek i Zosia, urodzona Meksykanka. :)
Testowaliśmy meskal...
 Oraz odkrywaliśmy meksykańską sztukę na kapslach Victorii!
 Aż się chce kolekcjonować!
Okazało się też, że nie zostałam w domu Maćka i Makgdy tak zupełnie sama. Był tam jeszcze ktoś, kto zeżarł mojego platana razem ze skórką!


W końcu już nie mogłam wytrzymać i 21 stycznia ruszyłam do Belize, nocnym autobusem. Po 7 godzinach byłam już w Belize City, włączając pół godzinny postój na granicy. Nikt nawet nie próbował wyciągnąć ode mnie kasy na podatek turystyczny w Meksyku, abyłam przygotowana, bo zapłaciłam go przylatująć do Cancun, był wliczony w cene biletu. Znaczy, że wszystko sie zmienia, albo muchachos byli zbyt śpiący w środku nocy. ;)

No comments: