Ameryki

Z października 2015. ;)

To chyba trochę niesprawiedliwe, żeby te 2, a nawet 3 regiony geograficzne wrzucać do jednego worka... ale tak tkwiły w mojej głowie bardzo długo, a wszystkie wizyty tam były raczej przypadkowe... chociaż w sumie na obu kontynentach spędziłam dotychczas ponad pół roku. :)
Pierwszy był Nowy Jork, przedłużony weekend w 2008 roku. Pojechałyśmy tam z Zofią, wynajęłyśmy mieszkanie na górnym Manhattanie (ona wszystko ogarniała, podobnie, jak moją pierwszą Azję - ja zajmowałam się tylko przyjemnościami :)), piłyśmy w barze na rogu i oglądałyśmy fajerwerki na rzece Hudson. Pewnie wypadałoby o tym napisać notkę... może się to kiedyś wydarzy. ;)
No i po tym spontanicznym wyjeździe dalej mnie nie ciągnęło jakoś. Ciągle tylko ta Azja!Nowy Jork fajny, oczywiście. Ale! Są inne miejsca, a cała przyroda Ameryki Płn musi poczekać. No i kontynent doczekał się kolejnej wizyty za 2 lata, też przypadkiem. A mianowicie zatrudniła mnie amerykańska firma z siedzibą w Dallas. Pojechałam więc do Teksasu na parodniowe szkolenie. I poznać moich szefów. Moje pierwsze wrażenia opisałam tutaj, a potem jeszcze krótko tu, ale zbyt wiele się działo, żeby napisać więcej... zbyt wiele nowych wrażeń. Ale teraz po latach myślę sobie, że to było fajne miejsce, i że chciałabym więcej takich miejsc odkryć w USA. I kiedyś pewnie odkryję...
Nowa praca dała mi opcje odwiedzania obu kontynentów "po drodze" - każdorazowy wyjazd na wakacje i powrót do Ghany przebiegał na skróty przez Nowy Jork. Korzystałam, ile się dało! Sam Nowy Jork, odwiedzanie Małgo i jej pyszne twarożki tworzące cudowne preludium do wakacyjnego obżarstwa w Polsce to wartość sama w sobie nieoceniona, zakupy ciuchowo-elektroniczne tez zawsze bardzo miłe. Ale Nowy Jork okazał się być bramą do zupełnie innego, Nowego Świata! Stamtąd znacznie łatwiej, szybciej i taniej dostać się do Ameryki Łacińskiej. Czego nie omieszkałam wykorzystać. Na pierwszy ogień poszły Ekwador i Kolumbia - totalna "wolna amerykanka", ponieważ wtedy jeszcze prawie w ogóle nie mówiłam po hiszpańsku. Ale po 6 tygodniach tam, wracając przez Nowy Jork, w każdej knajpie obsługiwanej przez Latynosów zamawiałam już w ich języku. Potem był Meksyk, w którym totalnie się zakochałam! Jedyny kraj, do którego wróciłam zupełnie nie przypadkiem, ale z pełną premedytacją i wielką ochotą. Oczywiście, że do innych, niektórych tez bym chętnie wróciła. Ale NIE WRÓCIŁAM. I to na kolejne najbliższe wakacje!
Potem z Meksyku kontynuowałam zwiedzanie Ameryki Środkowej aż do Kostaryki, co zajęło mi 4 miesiące. I dotychczas był to mój najdłuższy wyjazd wakacyjny. I absolutnie najlepszy! Ale na kolejny Ameryki będą musiały poczekać... Azja wzywa. :)

No comments: