Afryka

Afryka to pierwszy kontynent, który zobaczyłam poza Europą. Miałam wtedy 10 lat, a brat mojej Mamy wyjechał z rodziną na kontrakt do Zimbabwe. W tamtych czasach, "za komuny", wyjazdy zagraniczne nie były codziennością, a już na pewno nie do krajów "egzotycznych". Dlatego moi rodzice nie wahali się ani chwili, kiedy nadarzyła się okazja i tak oto, po prawie 24 godzinach podróży przez Sofię i Lagos, bułgarskimi liniami lotniczymi (był to też mój pierwszy lot samolotem), wylądowaliśmy na czarnym lądzie. WSZYSTKO było inne, a przygody się zaczęły już na lotnisku, kiedy polscy celnicy otwierali każdy bagaż, szukając przemycanych produktów. Wtedy każdy coś przemycał. My też wieźliśmy przedziwne rzeczy na sprzedaż tam, wszystko to, co doradził Wujek, bo przecież inaczej nie byłoby nas stać na bilety i pobyt tam, nawet mimo tego, że przecież mieszkaliśmy u rodziny... Ech, to były zabawne czasy... łatwo tak je teraz określić, kiedy świat jest zorganizowany zupełnie inaczej, zwłaszcza, że ja byłam tak naprawdę za mała, żeby naprawdę doświadczyć koszmaru totalitaryzmu... Ale do rzeczy. Spędziliśmy w Zimbabwe 2 miesiące, a moje wakacje były o 1,5 miesiąca dłuższe! Co weekend jeździliśmy na wycieczki do parków narodowych, rezerwatów i innych ciekawych miejsc. Wtedy Mugabe dopiero doszedł do władzy, więc kraj był jeszcze zorganizowany i funkcjonujący, z wolnym rynkiem i demokracją. W sklepach było wszystko, i do tego kolorowe. Tylko na dłuższe wycieczki trzeba było jechać dla bezpieczeństwa za wycieczkowym autobusem, bo mogły się gdzieś w buszu zdarzyć bandy napadające na pojedyncze samochody - dla pieniędzy. Góry Matopos, Rzeka Zambezi, Wodospady Królowej Wiktorii! Słonie, nosorożce, lwy, gepardy, antylopy, guźce, hipopotamy! Pora była sucha, więc w buszu nie było liści, tylko wysuszona, wysoka trawa, i płaskie od góry drzewa, a gdzieś tam czasem pomiędzy głowa żyrafy. W dni powszednie taplałam się w basenie, albo chodziłam na zakupy do pobliskiego supermarketu. Nie wiem co było większą frajdą, basen oczywiście był super, ale ten kolorowy supermarket! Z coca-colą, gumą do żucia i chipsami! Chipsy jadłam pierwszy raz w życiu i czułam, jakby to było najpyszniejsze danie świata. A lody waniliowe? Albo banany? Nigdy wcześniej nie próbowałam banana! Wszystko to sprawiło, że Afryka pozostała w mojej pamięci jako raj, cudowne, kolorowe miejsce, pełne niesamowitych smaków i zapachów, widoków jak z bajki, dzikich zwierząt i czarnych ludzi ubranych w niezwykle kolorowe ubrania. Nie mam drugiego tak wyraźnego wspomnienia z dzieciństwa, nic innego, żadna przygoda nie pozostawiła tak trwałego śladu w mojej psychice, mimo, że podróże były od urodzenia częścią mojego życia...
Tak się jakoś moje życie potoczyło, że w końcu sama wyjechałam do Afryki "na kontrakt". Od 2010 roku Ghana jest moim domem. Dobrze mi tu. Ciepło. Ludzie mili. Nie planuję powrotu do kraju, ale zawsze jest szansa na zmianę lokalizacji - czy to na inny kraj, czy kontynent. Na pewno w tropikach, inna opcja jest nie do przyjęcia! ;)
Więcej o moich przygodach w Afryce tutaj. A o życiu w Ghanie tutaj.

No comments: