WTEM! Okazało się, że muszę zrewidować plan wakacji. Ba! Totalnie wszystko zmienić i na nowo wymysleć co, kiedy i gdzie. I najważniejsze: DOKĄD TERAZ??!
Oczywiście miałam plan B, C i D, gdzieś tam z tylu głowy. Zawsze mam. Mój mózg już tak działa, że kreuje altarnatywne rzeczywistości na porządku dziennym. No, ale coś trzeba wybrać... na początku padło na Flores. W miarę blisko i nie powinno padać. Aż tak. No to jazda! :)
(przez całą drogę padało...)
Pojechałam tam z Tomkiem, który po 3 tygodniach czekania też miał już dość. Pan z hostelu zwerbował nas na przystanku. I bardzo dobrze, hostel miał widok na jezioro i bar z promocją na piwo. Pyszna kolacja w lokalnej knajpce dla turystów, w tle muzyka zupełnie nie latynoska... miło czasem zmienić klimat w czasie podróży i doświadczyć czegoś bardziej swojskiego. Odczuwam to zwłaszcza po 3-4 tygodniach... ;)
Za to śniadanie klasycznie i lokalnie: taras z widokiem na jezioro, kolorowe obrusy tkane przez Majów oraz jajecznica z platanami, ryżem, frijoles i serem. :)
Za to śniadanie klasycznie i lokalnie: taras z widokiem na jezioro, kolorowe obrusy tkane przez Majów oraz jajecznica z platanami, ryżem, frijoles i serem. :)
Potem spacer po uroczym kolonialnym miasteczku na wyspie, wycieczka kajakiem po jeziorze, czego rezultatem było między innymi selfie:
Oraz różne ładne widoki, np. panorama Flores z jeziora:
W międzyczasie też zajmowałam się podejmowaniem decyzji o tym, co dalej mam ze soba zrobić. Padło na lekcje hiszpańskiego w Quetzaltenango, czyli Xeli. Najwyższy czas przestać dukać po jednym słówku i nauczyć się w końcu tego języka na tyle, żeby móc rozmawiac z ludźmi!Ale zanim Xela, to nocny autobus, zimny jak cholera. We Flores kupiłam bilet łączony: na nocny autobus i shuttle, który miał mnie zawieźć do Antigui. Przesiadka miała sie odbyć w Guatemala City... ale nic po mnie nie przyjechało. A podany kontakt nie działał. Tzn. nawte ktoś odebrał, ale jak się zorientował, o co chodzi, to natychmiast sie rozłączył... Musiałam więc przedzierać się przez stolicę i znaleźć dworzec, a którego chicekn busy jeżdżą do Antigui. Dworzec, hahaha! Taka tam uliczka, gdzieś na drugim końcu miasta. Ale udało się się calkiem sprawnie, a wszyscy wokół byli tak pomocni, że natychmiast zapomniałam o stracie 15$ na rzecz oszustów z Flores... I wtedy dopiero zaczęła się przygoda! CHICKEN BUS! Pojęcie "jazda autobusem" zmienia totalnie swoje znaczenie. To trochę tak, kiedy myśli się o zakładaniu spodni, a potem widzi na ulicy tych kolesi z paskami zapiętymi poniżej pośladków... Kierowcy jadą jak szaleni. Totalnie. Trabia na wszystko, ścinają zakręty i pędzą tak, że pasażerowie nie sa w stanie utrzymać równowagi nawet siedząc. Po 2 godzinach takiej jazdy mięśnie ramion bolały mnie tak, jak bym próbowała zrobić ze 100 pompek! Na dodatek pasażerów jest oczywiście więcej niż miejsc. Na każdym siedzeniu siedzą 3 ściśnięte osoby, a pomiędzy nimi siedzi 7-ma, zaczepiając się bokami pośladków o sąsiadujące siedzenia. Do tego oczywiście na jednym siedzeniu mieści się jeszcze nieskończona ilość dzieci... Ale za to chicken busy są piękne! Kolorowe! Muzyka gra, czasem nawet teledyski albo filmy wyświetlane są na ekranie!
No i oczywiście te chromowane zderzaki i inne kawałki! :D
W Antigui spędziłam zaledwie 1 dzień, błakając się po kolonialnych uliczkach zalanych słońcem, oglądając ruiny kolejnych kościołów. Na każdym rogu ulicy była budka ze smażonym kurczakiem i frytkami. Wszystko chrupiące, smażone w głębokim tluszczu, do frytk używane są świeże ziemniaki. I to jest to! To właśnie sprawia, że sa najlepsze na świecie. Mogłabym je jeść w kółko... a za smakiem kurczaka tez będę tęsknić. Ale oczywiście tytuł postu jest dla Gwatemali krzywdzący - jest tam dużo więcej ciekawych i pysznych rzeczy, i nie wszędzie jest zimno... ale po kolei! :)
Tu uliczka w Antigui, w tle wulkan Agua.
A tu kościół, który się nie dał wulkanom i trzęsieniom ziemi. A raczej został pracowicie odbudowany.
Antigua jest miłym miasteczkiem. Jets tam wielki targ z rękodziełem, szczególnie zachwyciły mnie kolorowe tkaniny: poncza, obrusy, koce, narzuty. Wszystko wykonane ręcznie, oryginalną technika Majów. Kobiety sprzedające na bazarze różności są ubrane w tradycyjne, kolorowe stroje. Każda wioska, każde miasteczko, ma swoje wzory i kolory - łatwo więc rozpoznać, kto jest skąd.Zresztą wszystko w Gwatemali jest niesamowicie kolorowe: wspomniane autobusy, ubrania, tkaniny i budynki. A ludzie są uśmiechnięci i pomocni. Pozdrawiają obcych na ulicy. W Antigui może trochę za bardzo jest się potencjalnym klientem dla wszystkich... białym źródłem dochodu... ale też trudno się dziwić ludziom tak biednym, że robią co mogą, żeby związać koniec z końcem. Nikt nie błaga o kupienie czegokolwiek, tak jak tego doświadczyłam od Indianek z San Cristobal de las Casas w Meksyku - po prostu oferują.
Następnego ranka tak się spieszyłam w drogę, że wyjechałam bez śniadania. Co udało mi się naprawić doskonale przy okazji przesiadki w San Lucas Sacatepequez:
A potem w końcu dotarłam do Xeli, wymęczona potworna jazda w chicken busie. Całkiem sprawnie udało mi sie też dotrzeć komunikacją miejską do szkoły języka hiszpańskiego, którą bardzo polecam! W budynku szkoły są 1-2 osobowe pokoje, dostępna jest też opcja z wyżywieniem u lokalnej rodziny. Ja wybrałam pokój w szkole, dzieląc się łazienkami i kuchnia z pozostałymi studentami. W planie miałam 4 tygodnie nauki, 5 godzin dziennie. lekcje są indywidualne, dostosowane do tempa i potrzeb studenta. Chyba nigdy nie uczyłam sie żadnego języka w bardziej komfortowych warunkach, zwłaszcza w porównaniu do ceny! :)
Poza tym Xela okazała sie być ładnym miastem, może nie aż tak kolorowym i pięknie odrestaurowanym jak Antigua, ale za to dużo bardziej naturalnym i z mniejszą ilością obcokrajowców.
Widok na katedrę z dachu jednego z budynków.
Oraz reszta miasta:
I tu dochodzimy do wyjaśnienia kolejnej kwestii zamarzania. Otóż Xela położona jest na wysokości 2300 m n.p.m. Co oznacza, że nawet jeśli w ciagu dnia jest 20-25 stopni w słońcu, to w nocy temperatura spada do 3-5. A budynki sa drewniane i nie mają ogrzewania... O tym, jak sobie z tym radziłam będzie w następnej notce. :)
No comments:
Post a Comment