Długo to trwało, zanim zdołałam wrócić do dawno rozpoczętego wątku o Majorce. Niestety w międzyczasie umarł mi komputer, wróciłam do Ghany i służbowo działo sie bardzo wiele. Teraz mam już nowy komputer, który nie do końca działa, ale da się używać internet i pisać bloga, a to najważniejsze. Kolejną częścią pobytu na Majorce był tydzień sam na sam ze sobą, co było bardzo miłą odmianą. Nie dojechałam do Palmy, wysiadłam po drodze w S'Arenal, który jest turystycznym przedmieściem Palmy okupowanym głównie przez młodych, wiecznie pijanych Niemców i Holendrów. Dawało to taki efekt, że wszyscy lokalsi mówili do mnie z marszu po niemiecku, mimo że próbowałam zaczynać po hiszpańsku. Cóż, bycie blondynką najwyraźniej jednoznacznie mnie kwalifikuje po aryjskiej stronie...
Znalazłam miły hotelik, pokój jednoosobowy na 4-tym piętrze ze wspólną łazienką i CIEPŁĄ WODĄ!!! Po 3 tygodniach na łódce prysznic z ciepłą wodą był spełnieniem najskrytszych marzeń. Kupiłam świeże owoce i warzywa, zrobiłam sobie sałatke na kolację. DOSKO! Poszłam na spacer, 5 minut spacerkiem od hotelu zaczyna się promenada, która kończy się w marinie w Palmie - ok 17 km. Ale pierwszy spacer nie był aż tak długi, zaledwie 10 w sumie. Wzdłuż plaży po jednej stronie i knajp po drugiej. Całkiem miło, a litr piwa Amstel w sklepie zaledwie 1 EUR. :D
Spacery były moim głównym zajęciem w trakcie tego tygodnia, obspacerowałam całą zatokę, jak również Palmę i okoliczne góry. Raz nawet weszłam do morza i od tego nie umarłam! Widoki jak zwykle były piękne, jedzenie pyszne, a piwo zimne. Palma jest bardzo fajnym zabytkowym miastem, spacer po niej, zwłaszcza nocą, od knajpki do knajpki jest czystą przyjemnością. Poza tym te ślicznotki w marinach... ech, ledwo zeszłam z łódki, a już bym z powrotem wsiadała!
Katedra w Palmie, nie zmieściła się w aparacie, taka jest wielka!
Od maja na wyspie, a zwłaszcza w jej stolicy, można znaleźć mnóstwo ciekawych wydarzeń, np. pokaz zabytkowych samochów amerykańskich. Piękne! Błyszczące! A w tle stary, dobry rock'n'roll!
Klasyczny Ford Mustang w 15 odsłonach, od lat 60-tych, do współczesności.
Od tej strony dałam radę zmieścić katedrę. :)
Pyszne, świeże owoce o każdej porze dnia! To soczyste i słodkie brzoskwinie paragwajskie, które, wyobraźcie sobie, nie znane są w Paragwaju...
Oczywiście jest też plaża. 17 km plaży. :)
Na plażę dobrze się chodzi z Amstelem, zwłaszcza wieczorem...
W dzień San Miguel też może być. :)
Raz nawet wyglądało, jakby chciało padać, ale skończyło się tylko na pogróżkach.
I słońce dopisywało od rana, do wieczora, by malowniczo zajść, jak to zwykle na Majorce.
Oprócz spacerów po plaży odbywałam też "hajkingi" po okolicznych wzgórzach, gdyż, jak wiadomo, widoki z góry sa jeszcze bardziej malownicze niż widoki z dołu.
A najbardziej malownicze są też z najbardzierdziejszej góry! :)
Skoro już o malowniczości mówię, to nie tylko katedra w Palmie prezentowała się pieknie w promieniach słońca, ale też całkiem nieźle dawały radę mury obronne w nocy w świetle latarni.
Nie mówiąc już o wąskich uliczkach starego miasta, które o tej porze roku były jeszcze prawie puste, a dzięki temu jakoś magicznie zabierały w przeszłość, bo wyglądały prawie tak, jak 500 lat temu...
Pewnie nie pojadę w najbliższym czasie na Majorkę, być może już nigdy... jednak spędziłam tam bardzo miłe 5 tygodni, odpoczęłam, co rzadko mi się w wakacje udaje, pozwiedzałam, zrobiłam nogami ze 200 km! Jadłam dobre rzeczy, widziałam piękne miejsca. Szkoda jedynie, że woda w morzu była dla mnie za zimna, bo możliwośc pływania w tych pięknych okolicznościach pozostawiłaby jeszcze więcej pozytywnych wspomnień. :)
No comments:
Post a Comment