Tak się złożyło, że zostałam zesłana do Liberii na 5 tygodni. Służbowo. Właściwie mnie to cieszy: od 3 lat jeżdżę tu i oglądam tylko lotnisko. I nic praktycznie nie wiem o tym kraju, o ludziach, o kulturze, jak żyją, jak spędzają czas wolny, co lubią, a czego nie. Tym razem będę w końcu mogła Liberii doświadczyć. No i oczywiście postaram się wrażenia i doświadczenia zapisywać. Niestety mój aparat ostatnio umarł zupełnie na śmierć, więc focić mogę tylko telefonem. Ale robię, co mogę!
W Liberii wojna domowa, bardzo krwawa i okrutna zakończyła się w 2003 roku. Kraj ciągle jest zdewastowany, brak infrastruktury w każdej praktycznie dziedzinie. Ludzie, ci, którzy nie zdołali uciec, są również "zdewastowani". Brakuje im podstawowej edukacji. Ich mentalność kształtowała wojna. Pojęcie moralności i etyki jest zupełnie inne, niż u mnie. Byle co, z byle powodu, może doprowadzić do agresji. Np. bardzo często zdarzają się tu wypadki motocyklowe, w których motocyklista potrącony zostaje przez samochód. Motocykliści jeżdżą slalomem, bez kasków i ochraniaczy. Nie patrzą w lusterka. Stanowią zagrożenie na drodze, bo nikt nie wymaga od nich, ani też w żaden sposób nie sprawdza jakichkolwiek umiejętności. W nocy nie włączają świateł. W tych okolicznościach o tragedię nie jest trudno. Jednak gdy do niej dojdzie, to kierowca i pasażerowie samochodu natychmiast są atakowani przez okoliczną ludność. Rzucane są kamienie, koktajle Mołotowa. Niejeden samochód został w ten sposób spalony, zwykle policja i wojsko musi interweniować i używać broni palnej, żeby rozgonić atakujących. Tuż przed moim przyjazdem spalono autobus. W momencie podpalania 72 osoby były na pokładzie. Na szczęście nikt nie zginął, ale motocykliści dostali zakaz poruszania się po głównych ulicach miast...
W takim kraju przyszło mi mieszkać. W luksusowym hotelu na plaży. Gdzie nie widać biedy. Ani innych problemów Liberii. Jednak nawet tu różnice między Liberią a Ghaną są widoczne. Np. na realizację zamówienia w hotelowej restauracji czeka się godzinę lub więcej. Jedzenie jest jadalne, i to tyle można o nim powiedzieć. W pokoju mam karaluszki. Malutkie takie.
Ale ocean jest piękny! ;)
Tak wygląda moje miejsce pracy. Na lotnisku pełno jest jeszcze sprzętu ONZ-etowego. Rozpadające się baraki. Na wpół zburzone budynki. Terminale z dykty, zrobione na szybko, tymczasowo. Mało miejsca.
Tak Liberia wygląda z lotu ptaka. Piękne wybrzeże, plaże ze złotym piaskiem ciągnące się kilometrami... Lasy deszczowe wszędzie, bardzo zielone, z małymi wioskami na wypalonych polankach. 40% deszczowych lasów Afryki Zachodniej znajduje się właśnie w Liberii.
No i mój hotel, hotelowa plaża... luksus, na który większość ludności nie może sobie pozwolić.
Piękna plaża przy hotelu. Ale lepiej nie wychodzić poza budki strażników, bo można zostać obrabowanym...
No i ocean. W którym nie można pływać, prądy są tak silne, że wielu ludzi się już utopiło... A fale są tak wielkie, że zwalają z nóg! Jest tu jednak paru amatorów surfingu, których cieszy ta sytuacja. ;)
Ponieważ nie wyszłam jeszcze tak naprawdę za bramy hotelu, to nie bardzo mogę napisać nic więcej. Dzisiaj wieczór w mieście. Nie mogę się doczekać!
4 comments:
Dzieki za ten obraz kraju/sytuacji. Mam nadzieje, ze bedzie wiecej relacji! Pozdrawiam
Będzie na pewno, jest o czym pisać! :)
Cześć!Mam na imię Ewa i ponieważ tyle co wróciłam z Ghany mam głód kontaktów z ludzmi,którzy coś naprawdę o niej wiedzą.Byłam na objazdówce, myślę,że dużo widziałam.Chciałabym z Tobą o tym pogadać. Pozdrawiam i czekam na odpis. Ewa
Ewa,
jasne, napisz do mnie e-mail używając formularza kontaktowego po prawej, żebym mogła Ci odpisać na priv! :)
Pozdrawiam również!
Post a Comment