No dobrze, to po polsku teraz. Muszę oczywiście napisać o moto.
Po pierwsze: dlaczego? Noooo, bo korki są. Okropne korki w Akrze. Nie-do-przejechania. Do lokalnego centrum rozrywki, czyli dzielnicy Osu - 2 godziny. W taksówce bez klimy. Albo w tro-tro. Nie da się, nawet z moją odpornością na upały. OK, da się. Ale szkoda czasu. Kasy. I że niby co to za fun?
I jeszcze z miejsca gdzie mieszkam do głównej drogi z taksówkami i tro-tro idzie się 15-20 minut. Po drodze wszyscy mieszkańcy zamkniętego, strzeżonego osiedla z prezydenckim domem patrzą na Ciebie jak na idiotkę. Obruni (biała)? Na piechotę??!! [No dobra, akurat reakcja innych na to, co robię jakoś nigdy mnie przed niczym nie powstrzymywała... ale daleko jest. Na taksówkę/tro-tro trzeba czekać. Jedno wielkie OGRANICZENIE. ;)]
Po drugie: moto chciałam już dawno. Bo w Warszawie też korki. I że to fajne jest. Ale jakoś się nie złożyło. Prawo jazdy długo się robi. Sezon krótki taki. Zimno, mokro.
Kiedy przyjechałam do Ghany, zobaczyłam korki na ulicy Spintex, którą muszę codzienne dojeżdżać do pracy, pokonywać je przy każdym wyjeździe poza miasto, sterczeć w nich umierając z głodu w drodze na obiad... albo spragniona jadąc do knajpy... zaświtał mi pomysł. Ale... prawo jazdy. Szybko okazało się, że da się załatwić. 2 tygodnie. Muszę tylko być w Ghanie legalnie. I tu zaczęły się schody. Wyrobienie stałego pobytu i pozwolenia na pracę trwało prawie 5 miesięcy. W międzyczasie przyjechał Zak. Zak jest motocyklistą. I dzięki temu, już na początku stycznia byłam posiadaczką ghanijskiego prawa jazdy kategorii A oraz Hondy Bros.
Jest to absolutnie najpiękniejsze moto w Ghanie! Wszyscy mi zazdroszczą!!! ;)
Ślicznotka urodziła się na przełomie lat 80-90 w Japonii. Ktoś bardzo o nią dbał. Jak to się stało, że trafiła do Afryki? Pomińmy to milczeniem. Na wszelki wypadek. W każdym razie jest w Akrze ulica, po której obu stronach można kupić motocykl, skuter, rower... wszystko co ma 2 koła, a właściwie quada też można. Przeważnie są one używane, sprowadzane z Japonii, USA lub Włoch. Można trafić coś bardzo fajnego w niezłej cenie. Jak również części, kaski, itp., itd.
Za radą Zaka i w przypływie rozsądku myślałam o zakupie czegoś małego, np. YBR 125cc. Ale zobaczyłam swoją Hondę... i to była miłość. I skończył się rozsądek. Moim pierwszym moto została Honda Bros o nieznanej dacie produkcji, numerze VIN, który nie istnieje, pojemności silnika 400 cc i wadze 180 kg z pełnymi zbiornikami.
OK, to mam już prawko i moto. To teraz dobrze byłoby się nauczyć jeździć, nie? [O tym jak się robi prawo jazdy w Ghanie, oraz załatwia cokolwiek innego kiedyś napiszę więcej... ;)]
Zak, dzięki! Za moto, za lekcje, za przegadane godziny i wycieczki! :)
Pierwsze metry przejechałam na naszym cichym, spokojnym osiedlu. Ostatnie metry pierwszego dnia skończyły się wjechaniem w bramę i wywrotką. Pierwsza lekcja: to nie takie proste. Ta cholera jest ciężka. Oraz: ostrożnie. Zwłaszcza, że wtedy nie miałam jeszcze żadnych ochraniaczy, poza kaskiem...
Pierwsze 2 tygodnie spędziłam jeżdżąc po osiedlu i wokół, bocznymi drogami, bez ruchu. Ucząc się skręcania, zatrzymywania, ruszania, hamowania... Potem pierwszy wyjazd na moją ulubioną Spintex Rd.... Potem pierwsza wycieczka z Zakiem za miasto.
Pakowanie:
Za miastem jest ciut ładniej, niż w mieście:
Zak:
On the road...
Spotkaliśmy też tubylców:
Ale ogólnie to w życiu chodzi o to, żeby było fajnie... ;)
W lutym pojechałam na wakacje do Polski. Oprócz tego, że zamarzłam wielokrotnie, kupiłam sobie śliczne wdzianko:
I tak oto przygotowałam się do motocyklowych przygód. O których w kolejnych notkach...
1 comment:
yupi! ;-))
Post a Comment